piątek, 14 listopada 2014

Karolina

Nawet nie wiem czy chce mi się myśleć o tym, co stało się, kiedy wysiadłam z autokaru, a nie dopiero pisać o tym... A zresztą! Przyjechaliśmy planowo na główny dworzec autobusowy w Londynie. Miałam jeszcze grubo ponad 5h do kolejnego autobusu. Bilet kupiłam przez internet jeszcze w Polsce na określoną godzine. Może i byłaby możliwość przebukowania biletu na miejscu albo po prostu wejścia do wcześniejszego autobusu, jednak ja należe do tych osób, które raczej nie wyłamują się przed szereg, a już na pewno nie w obcym kraju z tak mierną znajomością języka obcego. Miałam dwie wielkie walizki, więc nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby iść coś zwiedzać. Po godzinie dopiero latania z walizkami w tą i z powrotem znalazłam terminal z odjazdami (znajdował się kilkanaście metrów od miejsca, w którym wysiadłam). Usiadłam na podłodze i czekałam. Cztery i pół godziny spędziłam na podłodze, bo autobus miał 30 min obsuwy. Ale wsiadłam. Dojechałam gdzie miałam dojechać i co dalej? Tego już na necie nie sprawdziłam. Wiedziałam, że ta farma znajdowała się ok. 40min z buta (bez walizek) od miejsca w którym wysiadłam. Wydawało mi się, że kogokolwiek bym nie zapytała będzie wiedział, gdzie znajduje się tak duża farma. Zapytałam pierwszej osoby. Nie miała pojęcia. Zapytałam kolejnej. On nie tutejszy. Trzeciej osoby w ogóle nie zrozumiałam, a kolejna nie zrozumiała mnie. Niedaleko widziałam przystanek autobusowy, więc pomyślałam, że zapytam kierowcy (uwierzcie, że kosztowało mnie to cholernie dużo samozaparcia, bo ja na prawdę unikam tego typu sytuacji nawet w Polsce). Strzeliłam w 10! Nie dosyć, że trafiłam w linie jadącą w okolice farmy to jeszcze kierowcą okazał się Słowak, który, słowo daje, gadał po Polsku tak dobrze jak ja. Był bardzo miły, nawet wspomniał, że dużo jego znajomych pracuje na "pakhałzie" (?). Jechał strasznie szybko, a te ulice były jak alejki, nie byłoby szans żeby zmieściły się tam dwa samochody a nie dopiero autobus z samochodem. Reszta pasażerów zdawała się nie przejmować szybkością autobusu. Kierowca otworzył mi drzwi i powiedział, że muszę iść wąską polną drogą i odjechał. I wtedy do mnie dotarło! Boże gdzie ja jestem! Pola od ulicy były odgrodzone drutem kolczastym za wyjątkiem tej polnej drogi, gdzie po kilku metrach znajdował się szlaban. Ominęłam go i poszłam dalej. Szłam około 20 minut. Już miałam się poddać i wrócić, ale zobaczyłam budynki. Masę budynków. Jestem krótkowidzem, więc nie do końca widziałam te budynki bardziej ich mglisty zarys. Doczłapałam do magazynów i zobaczyłam napis Reception. W biurze przywitała mnie Marta. Dosyć ładna, wysoka i zadbana blondynka. Widać było, że się spieszy, więc bardzo szybko oprowadziła mnie po ośrodku, pokazała mi mój nowy "dom" i powiedziała, żebym przyszła koło 11 do "ofisu" tj. miejsca, w którym byłam na początku. Pożegnałyśmy się i poszła. Gardło miałam ściśnięte, Do oczu napływały mi łzy. Z całych sił próbowałam się nie rozpłakać. To wszystko wyglądało, jak jakiś pieprzony obóz pracy!

czwartek, 13 listopada 2014

Karolina

Nie mogłam polecieć samolotem? Rachu ciachu i byłabym w Londynie. Ale nie! Karola musiała wybrać chyba najgorszą możliwą opcje. Autobus! To już ponad 20h, a teraz jeszcze prom. Zwymiotuje jak nic. Już mi nie dobrze. Dobra, dobra, uspokój się. Gdybym poleciała samolotem mogłabym zabrać jedną walizkę. Co ja bym wsadziła do jednej walizki? I na pewno pomyliłabym loty. Jeszcze kilka godzin. Ale co dalej? Bez stresu, sprawdzałam to setki razy. Dam radę. Dam radę. Dam radę! A jak to jakaś wielka lipa? Jak czekają tylko na takich idiotów jak ja? Wezmą wszystkie moje pieniądze i okaże się, że nie ma pracy? Trzeba było siedzieć na dupie w Polsce. Może i psie pieniądze, ale dało się przeżyć.
Jaka ta łajba wielka! I gdzie teraz? Chce mi się palić. Zaraz umrę jak nie zapalę. Piotrek mi mówił, że na promie można palić.
- Wiesz może gdzie można zapalić? - pytam faceta siedzącego obok mnie. Ma na imię Bartek, z wyglądu przeciętny. Na postojach zawsze palił z dala od grupy. Przez te 22 godziny wydukał tylko tyle, że mieszka w Portsomuth od kilku lat i wraca z urlopu.
- Idź w tamtą stronę i schodkami do góry, przejdziesz przez kasyno o ile dobrze pamiętam i znowu schodami do góry.
- A ty nie idziesz?
- Muszę się napić kawy, później do ciebie dołącze.
- OK.
Trafiłam o dziwo bez mniejszego problemu. A gdzie jest moja zapalniczka. Z tyłu w spodniach. A nie, dobra mam. Boże jak ta łajba się buja. Zabije myśli i poczytam książkę. "Duma i uprzedzenie" Jane Austen. Dobrze, że nie wzięłam niczego nowego na czym musiałabym się skupić, bo musiałabym wracać pewnie co dwie strony.

- Kurwa no trzy wagony, a ty ile wziąłeś?
- Tylko trzy? Pierdolisz. Coś ty kasy nie miał? Kaśka i Chudy przeciez ze dwa by od ciebie odkupili. A tak to ty wykurzysz te trzy w trzy tygodnie i hajsu nie będziesz miał.
- To ile żeś wziął?
- Dyche.
- I gdzieś ty to zmieścił?
- No, bo w sumie to nic żem nie wziął tylko fajki.
- O ja jebie.

Już nie słucham. Polaczkowatość się kłania. A ile ja wzięłam? Jeszcze mniej niż ten dresik. Spoko zaczne zarabiać to przecież będzie mnie stać na fajki. Ciekawe ile będę zarabiać? I co to w sumie za praca. Grzesiek z biura powiedział, że przy zbiorach warzyw, ale nie powie mi przy których, bo to zależy ile ludzi przyjedzie. Hmmm... właściwie o zarobki to nawet nie zapytałam. Ale sprawdziłam przecież. Farma istnieje, opinie były różne, jak wszędzie. Jedni pisali, że jest super praca, idzie dobrze zarobić, a inni, że lipa straszna. Zobaczymy. Jeszcze pare godzin.

Bo zawsze chciałam zacząć od środka

   Nienawidzę początków i nie jestem w stanie wymienić tym razem wyjątku. Albo jestem. Początki miłości. O tak! Ten początek smakuje nieraz lepiej niż środek czy koniec. Ale początki gazet na przykład to te, które mnie nie interesują. Nie było książki, w której zakochałabym się od pierwszej strony. Nie ma takiej strony, która byłaby dobra w pierwszy dzień jej założenia.
   Założyłam już około 6 blogów. 6 blogów... Maniaczka. Przy jednych poległam na starcie, bo mam fioła na punkcie ładnego wyglądu, jeżeli chodzi o blogi (i jedzenie), były takie przy których poddałam się po kilku dniach czy tygodniach, jest i taki, który mam już około 10 lat, a od dwóch jest uśpiony. Tym razem daje sobie na wstrzymanie jeżeli chodzi o wygląd i przedstawianie się, dojdę do tego.
  Jest czwartek. 17 godzina. Na zewnątrz jest tak ciemno, że gdyby nie latarnie zabiłabym się najprawdopodobniej o pierwszy napotkany próg czy krawężnik. Mój syn właśnie rozrzuca po całym mieszkaniu swoje zabawki, a ja już nie chce nawet na to patrzeć. Ma ich tak dużo, że nawet się nimi nie bawi. Muszę mu zostawić 5. Tak, 5 zabawek będzie lepsze niż 50, bo nawet nie zdąży dobrze oglądnąć jednej rzeczy, a już sięga po następną. Przy drugim dziecku (o ile kiedyś się na nie zdecyduje) nie będę tak głupia.
   Dzisiejszą rozrywkę stanowiły zakupy w poundlandzie i przyznaje się szczerze, że nic ciekawego nie znalazłam. Nawet nie miałam ochoty szukać, bo zamiast sobie dać na wstrzymanie i dać temu ojcu zająć się dzieckiem to ja jak zwykle na szybko, co trzeba wziąc to wezmę, płacę i wychodzę, bo mi się wydaje, że chłopaki już mają się dosyć i beze mnie zginą. Obiecuje sobie, że następnym razem będę to miała w dupie lub chociaz się postaram to właśnie tam mieć i podotykam te wszystkie pierdółki, powącham sobie świeczki a w alejce z kosmetykami spędze chociaż 10 min.
   Dopiero po przyjeździe do domu pomyślałam, że znowu kupiłam rzecz, której postanowiłam nie kupować w tym sklepie a mianowicie kuchennej tarki. Po kilku razach już jest tępa, a odkąd mieszkam w tym kraju, to jest prawie 3 lata kupiłam ich ze cztery. Poza tym zawsze z tych czterech boków różnych ostrzy wybieram jeden, więc po co mi tarka, którą źle się czyści i zajmuje dużo miejsca? Nie mam co płakać nad rozlanym mlekiem, Kupiłam, zużyje i kupie zupełnie inną.